Komentarz ekspercki dr Piotra Kiembłowskiego, psychologa i psychoterapeuty współpracującego z Fundacją Nagle Sami.
Relacja ojciec – syn zaczyna się od niewinnego pytania: „Kogo bardziej kochasz – mamę czy tatę?". Takich pytań nie powinno się stawiać, ale dopiero wtedy, gdy ojciec znika, zaczyna się podsumowanie, jakim był tatą i jak spełnił się w tej roli. Taki bilans nigdy nie jest łatwy i nie prowadzi do jednoznacznych ustaleń. Czasami przeszłość i niezamknięte sprawy nie pozwalają w pełni przejść przez żałobę – potrafić smucić się po śmierci ojca, czy za nim tęsknić.
W czekaniu na ojca jest dużo samotności
Ojcowie często są nieobecni. Walczą z inflacją, zbierają na nowe auto, wakacje lub zwyczajnie starają się sprostać zwykłym potrzebom – lodówka nie może być pusta, a czynsz niezapłacony. Niezależnie od przyczyn tej nieobecności, dziecku towarzyszy czekanie. Czekanie, w którym jest za dużo samotności. Bo gdy ojciec wraca, najczęściej jest zmęczony, a o dostęp do niego trzeba „walczyć” z własną matką lub z młodszym rodzeństwem. To rodzi poczucie, pomimo oficjalnych zapewnień, że jest się tym „gorszym” dzieckiem. Czasami może być inaczej - ojca może być za dużo. A nawet można czuć, że lepiej byłoby, gdyby zniknął! Bo nawet jak się na niego czeka, to z pewnym ryzykiem: czy trafi do domu, czy na dźwięk klucza wkładanego do zamka nie zacznie nam bić mocniej serce, bo to zapowiedź strasznego wieczoru, gdy ojciec pije lub nie radzi sobie z agresją i można bać się, że się dostanie lanie zupełnie bez powodu.
Oskarżanie o nieobecność przychodzi łatwo. Sięga bowiem wielu niespełnionych oczekiwań – na zabawę, na otwarcie szuflady, w której były wszystkie „ważne przedmioty”, którymi tylko tata umiał się posługiwać. Usprawiedliwiony żal przychodzi też wtedy, kiedy wiemy, że miał coś, co mógł nam dać, ale tego nie zrobił. Trudno dziś odpowiedzieć na pytanie: „czy ojciec był świadomy, że mógł coś zrobić inaczej, a jednak tego nie zrobił, czy też nie zdawał sobie sprawy z tych oczekiwań”. Dlatego, zanim odejdzie, warto zapytać siebie i jego, co się wtedy w ogóle wydarzyło? Jak obie strony to pamiętają? Bez tej wiedzy trudno będzie nam zobaczyć relację i odpowiedzialność ojca we właściwych proporcjach. A jeśli już go nie ma, zadajmy pytanie tym, którzy mogą go pamiętać i dopiero wtedy oceńmy – dawał radę, czy nie? I dlaczego?
Oczekiwania, które dzielą
Gdy ojciec pojawia się w życiu dziecka, wygląda jak wszystkowiedzący olbrzym. Gdy dziecko dorasta, zaczyna zauważać, że ojciec jest strasznie pamiętliwy, a podczas spotkań dwóch dorosłych mężczyzn pojawia się obawa, że znowu będzie trzeba odpowiadać na trudne pytania: „Czemu jest tak, a nie inaczej?” Bardzo trudno jest wytłumaczyć, że dyplomu jednak nie będzie. Że nie zostanie się prezydentem, czy mistrzem w skoku w dal. Że nie wyszło i jest się zwykłym synem, i to może być OK. I tę zwykłość się przynosi, by była zaakceptowana, przyjęta i pokochana.
Oczekiwania to wspólna sprawa dwóch mężczyzn – ojca i syna - czekających na spełnienie swoich nadziei. W czekaniu pojawia się samotność, która powstaje w chwili, gdy żaden nie chce wpaść w potok pytań: „Dlaczego ten szlaczek jest krzywy?”, „Dlaczego pokój nie jest posprzątany?”. Pomijamy siebie nawzajem również dlatego, ponieważ jesteśmy przekonani, że: „On przecież zawsze mówi to samo, więc wystarczy przygotować odpowiedzi do zapchania go wiedzą półprawdziwą, żeby coś tam wiedział, odczepił się i nie przynudzał”. Takie spotkania sprowadzają się do pytań: „Co słychać? - Dobrze. – No to dobrze! To na razie”. Wtedy zostają tylko zdawkowe pytania, odpowiedzi i znika się we wzajemnej relacji. W głębi czai się jednak żal, brak prawdziwej relacji - jak jest tak naprawdę? A gdy synowie coś znajdą z dokonań ojca: puchar, dyplom, „coś wielkiego”, są mocno zdziwieni: „O, to jest on? Serio? Tak wyglądał? I się uśmiechał i nie marudził cały czas? Czegoś jednak w życiu chciał…”
W świecie nadmiernego zwracania uwagi na błędy trudno o prawdziwe spotkania. Nie ma w nim miejsca na pochwały. Warto zatem wzajemne oczekiwania anulować lub spróbować to zrobić. Bo zamiast żyć w napięciu i w walce wzajemnych ocen, można oddzielić swoje światy, zamienić się w „przewodników” i zaprosić siebie nawzajem do poznania swoich planet. Zamiast mówić, starać się bardziej słuchać i bardziej rozumieć. Co to oznacza dla syna? By wewnętrzny przymus spełniania ojcowskich oczekiwań zastąpić znalezieniem własnej ścieżki, która stanie się kładką, czymś co łączy, nie dzieli. I iść swobodnie swoją drogą bez lęku, że nigdy nie będzie się wystarczająco dobrym. Co to znaczy dla ojca? By dać szansę swojemu synowi na jego własną odmienność, indywidualne odkrywanie świata dla siebie.
Każda śmierć przynosi ze swoją bolesną ostatecznością rachunek spraw niezałatwionych lub załatwionych źle. Gdy ojciec żyje, ma się go dość za ciągłe dopytywanie, nie bardzo wiadomo co mu odpowiadać lub nie chce się słuchać nieustannych ocen i uwag, że to nie tak. Ale gdy znika na zawsze, jest dziwnie. Nie ma już tego najważniejszego recenzenta, któremu nadal chcemy pokazać, że powinien był wierzyć bardziej i częściej chwalić, zamiast milczeć lub mówić „No dobrze, ale postaraj się jeszcze bardziej”. Warto zatem próbować zadbać o wzajemne relacje i kontakt jeszcze za życia - by obie strony spotkały się we wzajemnym szacunku dla swej odmienności.
Oczekiwania to wspólna sprawa dwóch mężczyzn – ojca i syna - czekających na spełnienie swoich nadziei. W czekaniu pojawia się samotność, która powstaje w chwili, gdy żaden nie chce wpaść w potok pytań: „Dlaczego ten szlaczek jest krzywy?”, „Dlaczego pokój nie jest posprzątany?”. Pomijamy siebie nawzajem również dlatego, ponieważ jesteśmy przekonani, że: „On przecież zawsze mówi to samo, więc wystarczy przygotować odpowiedzi do zapchania go wiedzą półprawdziwą, żeby coś tam wiedział, odczepił się i nie przynudzał”. Takie spotkania sprowadzają się do pytań: „Co słychać? - Dobrze. – No to dobrze! To na razie”. Wtedy zostają tylko zdawkowe pytania, odpowiedzi i znika się we wzajemnej relacji. W głębi czai się jednak żal, brak prawdziwej relacji - jak jest tak naprawdę? A gdy synowie coś znajdą z dokonań ojca: puchar, dyplom, „coś wielkiego”, są mocno zdziwieni: „O, to jest on? Serio? Tak wyglądał? I się uśmiechał i nie marudził cały czas? Czegoś jednak w życiu chciał…”
W świecie nadmiernego zwracania uwagi na błędy trudno o prawdziwe spotkania. Nie ma w nim miejsca na pochwały. Warto zatem wzajemne oczekiwania anulować lub spróbować to zrobić. Bo zamiast żyć w napięciu i w walce wzajemnych ocen, można oddzielić swoje światy, zamienić się w „przewodników” i zaprosić siebie nawzajem do poznania swoich planet. Zamiast mówić, starać się bardziej słuchać i bardziej rozumieć. Co to oznacza dla syna? By wewnętrzny przymus spełniania ojcowskich oczekiwań zastąpić znalezieniem własnej ścieżki, która stanie się kładką, czymś co łączy, nie dzieli. I iść swobodnie swoją drogą bez lęku, że nigdy nie będzie się wystarczająco dobrym. Co to znaczy dla ojca? By dać szansę swojemu synowi na jego własną odmienność, indywidualne odkrywanie świata dla siebie.
Każda śmierć przynosi ze swoją bolesną ostatecznością rachunek spraw niezałatwionych lub załatwionych źle. Gdy ojciec żyje, ma się go dość za ciągłe dopytywanie, nie bardzo wiadomo co mu odpowiadać lub nie chce się słuchać nieustannych ocen i uwag, że to nie tak. Ale gdy znika na zawsze, jest dziwnie. Nie ma już tego najważniejszego recenzenta, któremu nadal chcemy pokazać, że powinien był wierzyć bardziej i częściej chwalić, zamiast milczeć lub mówić „No dobrze, ale postaraj się jeszcze bardziej”. Warto zatem próbować zadbać o wzajemne relacje i kontakt jeszcze za życia - by obie strony spotkały się we wzajemnym szacunku dla swej odmienności.
Utknięcie w relacji z ojcem
Utknięcie w relacji to stan, w którym nie można dojść z ojcem do porozumienia, pozbyć się silnych, negatywnych uczuć wobec niego lub silnego poczucia winy, na przykład dlatego, że porzuciło się rodzica wiele lat temu. Niezależnie od sytuacji pojawia się drzazga. Utknięcie poznaje się po tym, że mimo wielu prób podejmowania dialogu, są one nieskuteczne, a po rozmowach z ojcem dorosłe dziecko czuje się upokorzone, niedocenione i ciągle, jak kiedyś, niewystarczająco dobre. Nawet mimo posiadania wielu realnych powodów do zadowolenia z dziecka. Utknięcie widać też poprzez powracające wspomnienia o ojcu – wtedy pojawia się ból i bezradność. Nawet wtedy, gdy ojca już nie ma.
Wachlarz negatywnych emocji nie znika przez lata. Co można wtedy zrobić? Jeśli przez lata obie strony pracowały na takie oddalenie, które stało się prawdziwym oddzieleniem, konieczne jest zwrócenie się po pomoc psychoterapeutyczną. Co dalej? Trud i ulga wielu godzin rozmów podczas terapii. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że proces wybaczania jest złożony. Nie składa się na niego tylko proste „Przepraszam, nie chciałem, nie wiem jak to się stało!”. Choć na pewno warto od tego zacząć. Czasami może się też okazać, że dziecko nie znało pewnych faktów i kontekstów, które z dzisiejszej perspektywy mogą rzucić inne światło na dawne lata, inaczej ocenić to, co widziało się jako zawiniony błąd.
Nie da się żyć ciągle w cieniu strasznych wspomnień, które powstały przez działanie lub zaniechanie osób, które nie potrafiły spełnić się w rolach rodzicielskich. Nie trzeba karać się za niewdzięczność, chłód, porzucenie lub odsunięcie od ojca. Czasami trzeba zaakceptować to oddzielenie jako stan przeszły, obecny i przyszły. Dzieje się tak, gdy we wspólnej historii było tak dużo nieszczęść i bólu, a ich sprawca nie chce się zmienić i nadal kaleczy. Wtedy nie można mu na to pozwolić i z pełną świadomością można odejść. Bo czym innym jest zapewnienie opieki, czym innym pojednanie. I to drugie może nie wyjść.
Wachlarz negatywnych emocji nie znika przez lata. Co można wtedy zrobić? Jeśli przez lata obie strony pracowały na takie oddalenie, które stało się prawdziwym oddzieleniem, konieczne jest zwrócenie się po pomoc psychoterapeutyczną. Co dalej? Trud i ulga wielu godzin rozmów podczas terapii. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że proces wybaczania jest złożony. Nie składa się na niego tylko proste „Przepraszam, nie chciałem, nie wiem jak to się stało!”. Choć na pewno warto od tego zacząć. Czasami może się też okazać, że dziecko nie znało pewnych faktów i kontekstów, które z dzisiejszej perspektywy mogą rzucić inne światło na dawne lata, inaczej ocenić to, co widziało się jako zawiniony błąd.
Nie da się żyć ciągle w cieniu strasznych wspomnień, które powstały przez działanie lub zaniechanie osób, które nie potrafiły spełnić się w rolach rodzicielskich. Nie trzeba karać się za niewdzięczność, chłód, porzucenie lub odsunięcie od ojca. Czasami trzeba zaakceptować to oddzielenie jako stan przeszły, obecny i przyszły. Dzieje się tak, gdy we wspólnej historii było tak dużo nieszczęść i bólu, a ich sprawca nie chce się zmienić i nadal kaleczy. Wtedy nie można mu na to pozwolić i z pełną świadomością można odejść. Bo czym innym jest zapewnienie opieki, czym innym pojednanie. I to drugie może nie wyjść.