Akcje, takie jak #Blackout2024, w których użytkownicy nawołują do unfollowania celebrytów za brak zajęcia głosu w ważnej sprawie, mogą się pojawiać coraz częściej. Bowiem coraz częściej mówi się o tym, że za influencerem powinny stać wartości i poczucie odpowiedzialności. Czy na pewno?
Nie tylko przyjemności
Zdecydowanie coraz częściej oczekujemy, że za naszymi ulubionymi twórcami internetowymi będą stały konkretne wartości. Chcemy się z nimi utożsamiać, mieć poczucie, że idziemy we wspólnym kierunku. Sam funny content to już zdecydowanie za mało, zwłaszcza że wiele trudnych społecznie, politycznie i gospodarczo spraw jest wokół nas.
Karina Hertel, partnerka zarządzająca Brandlift, agencją specjalizująca się w prowadzeniu kampanii influencer marketingowych w Polsce
Bojkot to nie hejt
Istotnym efektem rozczarowania i odobserwowania influencerów jest ograniczenie lub utrata wpływu, co wiąże się też ze spadkiem wartości „rynkowej”, a nawet utratą kontraktów reklamowych i kampanii. Prowadzone na szeroką skalę tego typu bojkoty mogą rzeczywiście bardzo negatywnie wpłynąć na działalność influencera, co nawet w historii polskiego internetu miało już miejsce. Nie jest to hejt – bo rzeczywiście ci twórcy „nie zrobili nic złego”, ale wykazując się obojętnością czy ignorancją na dany temat, który w jakiś sposób dotyczy ich odbiorców, po prostu pokazali brak pewnej spójności lub po prostu zawiedli oczekiwania. Takich tematów z czasem może być coraz więcej: już teraz jednym z nich jest choćby kryzys klimatyczny. Niezajmowanie stanowiska influencera w tej sprawie lub ignorancja na występując trend w tym zakresie wiąże się z utratą pewnej części obserwujących.
Karina Hertel, partnerka zarządzająca Brandlift