1 lutego obchodzimy dzień bez oleju palmowego. Według raportu Frost & Sullivan[1] w Polsce na jednego mieszkańca przypada aż 9,8 kilograma tego tłuszczu rocznie. Jest to najczęściej wykorzystywany olej roślinny na świecie, wg szacunków FAO[2] wynika, że do roku 2050 popyt na ten surowiec potroi się. Mimo tego, nie cieszy się on jednak dobrą opinią – w całej Unii Europejskiej obowiązują ograniczenia dotyczące jego wykorzystania. Z czego wynika jego zła reputacja?
Wylesianie wpływa negatywnie nie tylko na zmniejszenie różnorodności biologicznej samego lasu tropikalnego, ale także przyczynia się do powodzi, tworzenia osuwisk oraz wymierania wielu gatunków zwierząt, takich jak słonie, nosorożce, tygrysy czy orangutany. Młode tych ostatnich potrzebują około 10 lat do usamodzielnienia się. Duża ilość informacji potrzebnych do przyswojenia, a co za tym idzie, długi proces uczenia sprawiają, że orangutany są wyjątkowo wrażliwe na dynamiczne zmiany zachodzące w ich środowisku naturalnym i tym samym stały się symbolem wycinania lasów na Sumatrze
komentuje dr inż. Krystian Szczepański, Dyrektor Instytutu Ochrony Środowiska-Państwowego Instytutu Badawczego, realizującego projekt Klimada 2.0.
W ślad za Międzynarodową Unią Ochrony Przyrody, uważam, że zakazanie sprowadzania produktów na bazie oleju palmowego niesie za sobą ryzyko. Nie tylko nie powstrzymamy wylesiania indonezyjskiej dżungli, ale wręcz będziemy pozyskiwać jeszcze większe obszary, tylko pod innymi szerokościami geograficznymi pod uprawę rzepaku, soi i słonecznika. Ogólnoświatowa dyskusja na temat oleju palmowego powinna skupić się nie na jego demonizacji, lecz na bardziej zrównoważonych metodach uprawy palmy olejowej, bieżącej kontroli plantacji oraz certyfikacji pozyskanego surowca. Zdaję sobie sprawę, że wpłynie to na cenę samego oleju. Jest to jednak czynnik, który może skłonić wielkie korporacje do zmiany procesów produkcji bądź doskonalenie obecnych mechanizmów
– komentuje dr inż. Krystian Szczepański, Dyrektor IOŚ-PIB, realizującego projekt Klimada 2.0.